niedziela, 20 grudnia 2015

W betlejemskiej szopce





W Betlejem Wesołym zrobił się szum:
w stronę szopy za miastem pędzi cały tłum!
Biegnie jeden za drugim, krzycząc w głos z radości
masa ludzi i zwierząt w takiej kolejności:

szesnastu pastuszków, cztery sekretarki,
pięciu biznesmenów w butach znanej marki,
żony i kochanki, wół, osioł, baranki,
gejów ze dwie pary, trzy górskie owczarki,
ojców całe krocie, młodzieży tuziny,
osiem starych panien i całe rodziny.
Pudle i biedronki, żyrafy na łące,
dwa koła rolnicze, strażacy, zające.
Stajenka już pełna, aż trzęsie się strzecha,
tam wąż zwisa z belki, pięknie się  uśmiecha.
Nawet trzej królowie swoje dary wnoszą,
hałas niesłychany, wszyscy o coś proszą:

niech szczęśliwy koniec ma dobry początek,
niech tuż po niedzieli znowu będzie piątek,
niech szef da podwyżkę i funduje lody,
PZU opłaca i moralne szkody.

Trzydniowych weekendów i dłuższych wakacji,
przyjaznych urzędów, żadnej biurokracji,
płacenia gotówką (nic więcej na raty),
premii bardzo dużych i większej wypłaty,
długich nóg, blond włosów, nos według życzenia,
marmurów w łazience, czystego sumienia,
życia jak po maśle, sympatycznych ludzi,
żadnych chorób, żalów, niech nam się nie nudzi.
Tak ogólnie mówiąc (a brzmi to banalnie)
ma nam być jak w bajce: bosko, idealnie!

Mały Jezus patrzy, drapie się po głowie,
mruga do swej Mamy i tak im odpowie:

Ja jestem za mały, mieszkam tu w stajence,
macie siebie nawzajem, nie mogę dać więcej.
To jest moja rada, nic więcej nie zrobię:
chcecie poznać prawdę o życiu, o sobie?
Przejrzyjcie się w bombce, co się jasno świeci,
śmiejcie się do siebie, popatrzcie na dzieci.
Przytulajcie bliskich i pełni czułości
szepczcie sobie do ucha wyznania miłości.
Róbcie, co umiecie: sernik i roladę,
i babeczki z kremem, śledzie, marmoladę.
Niech wam ironia pomaga, gdy smutek doskwiera,
wierzcie w Kroniki Narnii, Harrego Pottera.
Nie bądźcie tacy serio, na świecie też są czary,
choć są niewidoczne, całe ich bezmiary.

Potem się uśmiechnął, ułożył na sianie,
pomachał Józefowi, całusa posłał Mamie,
obrócił się na boczek i przykrył pierzyną-
świat mu zawirował, we śnie się rozpłynął.

Zrobiło się cicho. Wszyscy, co tam stali,
na palcach wychodzili, do domu wracali.
Biznesmen pod rękę wziął dwie sekretarki,
żyrafa na grzbiecie wiezie trzy baranki,
ze strażackich wozów widać psie ogonki,
wąż niesie na plecach malutkie biedronki.

Anieli w bieli śpiewać zaczęli,
zamigotały gwiazdy, zatańczyły planety.
Ciągnął się za nimi złoty warkocz komety...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz