czwartek, 22 października 2015

Lili na dmuchawcu (cz.1)






 Leśna polana


‒ To tutaj? ‒ szepnęła Lili, mała czarodziejka. ‒ Niemożliwe! Musiałam pomylić adres ‒ pisnęła cicho, żeby nie mógł usłyszeć jej Ropuch, który powoził wozem zaprzężonym w cztery myszy polne. Wóz był załadowany po brzegi kuframi Lili, a na obu jego bokach widniał napis: WPROWADZKI ‒ WYPROWADZKI  ‒ Maurycy B. i Spółka.
‒ Wysiadać, moja panno! ‒ rzekł basowym głosem Maurycy. ‒ Panna przestanie medytować! Na rozstaju dróg w lewo aż do bukowego lasu? Dowiozłem? Dowiozłem! I co panna wytrzeszcza te swoje niebieskie ślepia? Niech lepiej nie robi min i zabiera pakunki.
Lili ‒ chcąc nie chcąc ‒ zeskoczyła na ziemię i rozejrzała się dookoła. Ścieżkę obrastały kępy strzępiastych traw. Nad nimi kołysały się gałęzie dzikiej róży, za którą wysoko w niebo wyrastały drzewa mieniące się wszystkimi odcieniami zieleni.
Woźnica burknął coś pod nosem, więc Lili zaczęła przenosić walizki w pobliże spróchniałego pnia leżącego nieopodal.
Kiedy tylko wóz zniknął za zakrętem, mała czarodziejka rozprostowała pomięte w podróży skrzydełka i trzy razy machnęła nimi na próbę.
‒ Ciotko Adelo! A niech cię mrówka uszczypnie! ‒ sapnęła ze złością.
To miała być ta wychwalana w listach rezydencja (Kochana siostrzenico! Mój dom jest kwintesencją dobrego smaku)? Luksusowa willa (Kochana siostrzenico! Masz okazję zamieszkać w prawdziwym pałacu! Jest w nim toster, ekspres do kawy i dwa termofory!)?
A tu? Zamiast obiecanego apartamentu ‒ kłoda spróchniałego drzewa, w której ona, Lili, ma mieszkać przez cały następny rok?
Mała czarodziejka minęła walący się płot oraz zarośnięty chwastami ogródek. Chwilę potem otworzyła drzwi i weszła do kuchni. W półmroku dostrzegła kredens z mnóstwem kolorowych szybek, fotel i zastawiony filiżankami stół. Płytę żeliwnego piecyka przykrywały niedomyte patelnie, a ze zlewu wyrastała sterta talerzy. Na jej szczycie ‒ tuż pod sufitem ‒ chwiał się porcelanowy imbryk.

czwartek, 15 października 2015

Kołysanka dla...



Nawet koty cicho śpią w koszyku,
księżyc  żandarm na jednej nodze śni,
kwiatki  bratki zwinęły złote płatki,
więc „dobranoc” mówimy też i my

To dla ciebie, malutki,
nini ‒ ninna ‒ nanna,
we włosach dziewanna,
na wianek ‒ rumianek ‒
niech ci się dobrze śpi

To dla ciebie, malutki,
nini ‒ ninna ‒ nanna,
drobinka ‒ okruszek,
dwanaście poduszek ‒
wygodnie będzie ci

To dla ciebie, malutki,
nini ‒ ninna ‒ nanna,
na rąbku pierzyny,
nitce pajęczyny,
taki senny ‒ jesienny

już śpisz

czwartek, 8 października 2015

Anatol Mątewka i najsmaczniejsze ciasto w Królestwie Marmelandii





Pan Anatol Mątewka, nadworny cukiernik Królestwa Marmelandii, ze zdenerwowania nie mógł usiedzieć na jednym miejscu. Chodził tam i z powrotem po pałacowej kuchni i  miał  wielką  ochotę  pozrzucać z półek wszystkie rondle i tortownice.
Pan Mątewka był długi i chudy jak wykrzyknik. Albo jak laska wanilii lub cynamonu.  Albo jak kij od miotły  z tą tylko różnicą, że na końcu patykowatego ciała zamiast szczotki znajdowała się okrągła głowa porośnięta rzadkimi włosami i ozdobiona  wąsem. 
Na  co  dzień  nadworny  cukiernik  był  poważny  jak  spis  treści w grubej książce bez obrazków. Nie miał też zwyczaju wdawać się w niepotrzebne dyskusje całymi dniami siedział zamknięty w swojej pracowni, która była częścią pałacowych kuchni. Od pierwszego roku panowania ich wysokości króla Atanazego i królowej Adelajdy zajmował się pieczeniem ciast, ciastek, tortów, babek, babeczek oraz wszystkich innych możliwych słodkości, które rozsławiły go nie tylko w kraju, ale i w sąsiednich  królestwach.

Na dobry początek



Witam serdecznie!

Bajki dla dzieci zaczęłam pisać trzy lata temu, a teraz postanowiłam je odkurzyć, poprawić (skrócić!) i opublikować na blogu. Mam nadzieję, że się Wam spodobają. 

Ilustracje rysuję niestety sama, więc są, jakie są. 

Zapraszam do czytania i pozdrawiam serdecznie.

Ewelina