piątek, 11 marca 2016

Papiloty Papilotty (cz.2)







NARADA


W drzwiach natychmiast pojawił się znajomy lokaj w pomarańczowym surducie:
            ‒ A nie mówiłem, że nic z tego nie będzie? Burmistrz umiera z miłości, a cały kraj w rozsypce. Akwedukt zniszczony, w mieście chaos, nikt nie wie, co robić. Fryzjer wyjechał, więc nie ma komu dbać o peruki mieszkańców miasta. Na dodatek na Wrzosowych Wzgórzach zamieszkały smoki, które niszczą pola i, jak to smoki, porywają owce i krowy. Czarna rozpacz! ‒ zakończył lokaj.
            Królewna zaniemówiła, bo zrozumiała, że nie znajdzie w Cekinadzie spodziewanej pomocy.
            ‒ A tak poza tym, to nazywam się Remigiusz Kot ‒ lokaj skłonił się nisko. ‒ Proszę chwilkę poczekać. Zaraz wracam! ‒ powiedział i opuścił salę obrad.
Papilotta usiadła przy najbliższym biurku i miała ochotę się rozpłakać. Była zmęczona i głodna jak wilk.
            ‒ Nie martw się, królewno ‒ pocieszyła ją Żaba. ‒ Na peno znajdzie się ktoś, kto podpowie nam, jak dostać się do Królestwa Spełnionych Życzeń. No i da nam coś do zjedzenia ‒ rzekła i w tej właśnie chwili do środka wkroczył Remigiusz Kot niosący tacę ze śniadaniem.
            ‒ Pan czyta w moich myślach! ‒ wykrzyknęła z radością królewna.
            ‒ Hurrrra! ‒ ucieszyła się Żaba, a Papilotta rzuciła się na bułki z serem.
Lokaj musiał dwa razy biegać do ratuszowej kuchni, żeby dorobić kanapki wygłodniałym podróżniczkom, które, najedzone i zadowolone, wyjaśniły mu cel swojej wyprawy.
            ‒ Hmmm... ‒ westchnął Remigiusz Kot. ‒ To nie jest taka prosta sprawa. Nie można ot, tak sobie, otworzyć Wielkiej Bramy do Królestwa Spełnionych Życzeń. Aż dziwne, że nigdy o tym nie słyszałaś, królewno.
            ‒ Ja nigdy wcześniej nawet nie słyszałam o takim królestwie! ‒ wybuchnęła Papilotta. ‒ Gdyby nie Żaba, to nie wiedziałabym w ogóle, gdzie mam szukać naszego pałacu! O, moi biedni królewscy rodzice, moje biedne guwernantki, nianie i gwardziści! Jak mogę ich uratować?
            ‒ Musisz poczekać na otwarcie Wielkiej Bramy. A brama do Królestwa Spełnionych Życzeń otwiera się dokładnie rok po wypowiedzeniu pechowego życzenia. Zatem, królewno, jeśli się nie mylę, trzeba na to poczekać jeszcze jakieś trzysta sześćdziesiąt dni.
            ‒ Gdzie mam poczekać? ‒ Papilotta rozejrzała się dookoła. ‒ Nie ma tu ani zamku, w którym mogłabym zamieszkać, ani ogrodów z fontannami, które mogłabym podziwiać w czasie spacerów. Nie chciałabym nikogo obrazić, ale Cekinada to zwykłe miasteczko. Wydaje mi się też, że nie ma sensu pytać, czy znajdę tu fryzjera, który zaplecie mi papiloty, narodową fryzurę w Królestwie Papilonii ‒ dodała dla wyjaśnienia.
            ‒ Możesz zamieszkać w jednym z pustych pokoi na piętrze ratusza. I tak wszyscy urzędnicy wynieśli się stąd już miesiąc temu. Burmistrz Łamigłówka leży w łóżku i wzdycha, ale akurat on nie powinien ci przeszkadzać. Dla Żaby znajdziemy umywalkę i zrobimy z niej basen.
            Papilotta zmarszczyła czoło.
            ‒ A co z moją służbą? Gdzie pokojówki? Damy dworu?
            Remigiusz Kot roześmiał się na cały głos.
            ‒ Postawmy sprawę jasno, królewno. Jedzenia mamy tyle, ile znajdziemy w spiżarni. Muszę cię ostrzec, że nie jest tego dużo. Za ratuszem znajduje się ogródek, bardzo teraz zaniebany, bo pan Łamigłówka zupełnie zapomniał o wyrywaniu chwastów. Trzeba będzie zakasać rękawy, moja panno ‒ rzekł z uśmiechem. ‒ Ja nie będę miał czasu ci pomagać, bo od rana do nocy muszę odpędzać od bramy wszystkich petentów. Bez przerwy dobijają się do drzwi i chcą widzieć się z burmistrzem. A to w jego stanie jest zupełnie niemożliwe, sama widziałaś. Jest tyle pilnych spraw do załatwienia, że wprost nie wiem, do czego ręce włożyć ‒ westchnął.