Cała historia skończyła się (prawie) tak: pan
Przedziałek połknął nuty. Potem zakrztusił się, bo klucz wiolinowy utknął mu w
gardle. I gdyby Ifigenia, łysawa papuga Primadonny, nie grzmotnęła go z całej siły
w plecy, nikt nie wie, czy złapałby znowu oddech.
A teraz od samego początku:
Zwykły poranek bardzo niezwykłego dnia
To miał być zwyczajny dzień. Kolejny zwyczajny
dzień w życiu Konstantego Bemola. Najpierw rano śniadanie (tosty i dwa jajka na
miękko), kawa i jak zwykle próba.
Pan Bemol od dwudziestu lat grał na
wiolonczeli w operowej orkiestrze. Koledzy z pracy podziwiali jego niezachwiany
spokój i powtarzali, że nie ma takiej sytuacji, która mogłaby wprowadzić zamęt
w poukładane życie Konstantego.
Niestety, właśnie dzisiaj rano pan Bemol obudził
się z przeczuciem, że w tym dniu niekoniecznie wszystko musi pójść zgodnie z
planem. Z równowagi wyprowadził go telefon siostry (poprosiła go o opiekę nad
bliźniakami), mleko (wykipiało dokładnie wtedy, kiedy przypalił żelazkiem
ulubione spodnie) i sznurówka, która urwała się, gdy przymierzał najelegantsze
buty. Kiedy zaś zajrzał do lodówki, stwierdził, że nie ma w niej nic, co
nadawałoby się na śniadanie dla dwojga głodnych dziesięciolatków.