poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Pan Przedziałek połknął nuty





Cała historia skończyła się (prawie) tak: pan Przedziałek połknął nuty. Potem zakrztusił się, bo klucz wiolinowy utknął mu w gardle. I gdyby Ifigenia, łysawa papuga Primadonny, nie grzmotnęła go z całej siły w plecy, nikt nie wie, czy złapałby znowu oddech.
A teraz od samego początku:


Zwykły poranek bardzo niezwykłego dnia


To miał być zwyczajny dzień. Kolejny zwyczajny dzień w życiu Konstantego Bemola. Najpierw rano śniadanie (tosty i dwa jajka na miękko), kawa i jak zwykle próba.
Pan Bemol od dwudziestu lat grał na wiolonczeli w operowej orkiestrze. Koledzy z pracy podziwiali jego niezachwiany spokój i powtarzali, że nie ma takiej sytuacji, która mogłaby wprowadzić zamęt w poukładane życie Konstantego.
Niestety, właśnie dzisiaj rano pan Bemol obudził się z przeczuciem, że w tym dniu niekoniecznie wszystko musi pójść zgodnie z planem. Z równowagi wyprowadził go telefon siostry (poprosiła go o opiekę nad bliźniakami), mleko (wykipiało dokładnie wtedy, kiedy przypalił żelazkiem ulubione spodnie) i sznurówka, która urwała się, gdy przymierzał najelegantsze buty. Kiedy zaś zajrzał do lodówki, stwierdził, że nie ma w niej nic, co nadawałoby się na śniadanie dla dwojga głodnych dziesięciolatków.