poniedziałek, 27 czerwca 2016

Broszka (cz.1)




Ruiny zamku w Celju, fot. Ewelina


Rozdział I


Ciotka Sabina, smażalnia i my


I

Tego dnia, kiedy cała ta historia się zaczęła, ciotka Sabina wpadła do smażalni niesiona wiatrem. Jej rude, farbowane włosy sterczały rozwichrzone na wszystkie możliwe strony. Wyglądała jak strach na wróble, któremu pali się głowa.
‒ Do czego to podobne, żeby dzieci znowu jadły smażonego mintaja?
Nie wiem, co ma do smażonego mintaja. To pierwszy raz w tym tygodniu ‒ wczoraj były pyzy z mrożonki.
‒ Cudownie! Wspaniale! Wiatr zburzył mi całą fryzurę ‒ ciotka Sabina przejrzała się w szybie.
Fryzurą nazywa plątaninę włosów w kolorze marchwi, którą spina na czubku głowy. Wydaje się jej wtedy, że wygląda młodziej.
‒ Skąd taki silny wiatr? Na niebie ani jednej chmurki ‒ stwierdziła. Nagle spojrzała na mój talerz i zrobiła minę, jakby zobaczyła tam pełzającego robaka. ‒ Co to jest? ‒ pokazała palcem ozdobionym dwoma złotymi pierścionkami.
‒ Frytki ‒ odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
‒ Adam! ‒ krzyknęła do taty przez drzwi prowadzące na zaplecze. ‒ Dajesz maluchom frytki? Czy ty już zupełnie oszalałeś? Smażony mintaj i frytki? Zabijasz własne dzieci! Podtruwasz je na raty! ‒ ciotka aż sapała z oburzenia, a ja,Viki i Julek wcinaliśmy w ciszy nasz obiad.
Tato nawet nie wystawił głowy i w ciasnej kuchni bez słowa przewracał na patelni kolejne kawałki ryby.