czwartek, 11 lutego 2016

Papiloty Papilotty (cz.1)






PAPILOTTA Z PAPILONII


Gdzieś pomiędzy wysokimi szczytami gór a błękitnym oceanem znajdowało się niewielkie królestwo Papilonii. Różniło się nieco od swoich sąsiadów, bo zarówno jego władcy jak i  mieszkańcy byli bardzo staroświeccy i  nie chcieli wprowadzać w życie tych wszystkich technicznych nowinek, na punkcie których oszalała reszta świata.
W Papilonii niebo było zawsze pogodne, a tęcze rozciągały się nad całym królestwem od wschodu na zachód i z północy na południe.
Właśnie tam pewnego pięknego dnia przyszła na świat królewna Papilotta. Malutka była łysa jak kolano, trochę zezowata, ale nikt ‒ nawet najpoważniejszy  członek Bardzo Poważnej Rady Królewskiej ‒ nie śmiał nazwać jej inaczej niż ślicznotką, pieszczotką, skarbusiem tatusia albo skarbeczkiem mamusi. Pewna niania musiała opuścić królewski pałac zaraz po tym, jak wykrzyknęła nad kołyską: „Och, ty moja pyzata zezulko!”. Król Edward za karę wysłał ją na emeryturę. Zagroził też  wszystkim poddanym, że jeśli  znowu  usłyszy  jakiekolwiek obraźliwe słowa o ukochanej córeczce, to każe winowajcy zawiązać język na supeł i przestanie mu wysyłać noworoczne prezenty (na Nowy Rok każdy mieszkaniec Papilonii dostawał po dwie pary czystych skarpetek, cytrynowe wafelki oraz ostatni tomik wierszy, które królowa Gryzelda pisywała wieczorami).
Papilotta wyrosła na chudą jak wykałaczka dziewczynkę. Codziennie rano nadworny fryzjer Ambroży Grzebyk wplatał w jej włosy dwadzieścia dwa papiloty, które zawiązywał kolorowymi wstążkami. Gdyby nie lekki zez i miliony piegów, królewna mogłaby uchodzić za prawdziwą piękność. Tak przynajmniej mawiała bezgranicznie zakochana w niej mama. Za nią powtarzały to ‒ choć już bez przekonania ‒ wszystkie pokojówki, guwernantki i reszta pałacowej służby. Niestety, im Papilotta była starsza, tym stawała się bardziej uparta i samolubna, a rodzice z bólem serca spełniali jej najdziwniejsze zachcianki.
Pewien smok mieszkający w jamie pod zamkiem wyprowadził się, gdy królewna skończyła sześć lat. Nie mógł już dłużej znieść jej nieustających wrzasków, pisków i tupania nogami.