Pan Anatol Mątewka,
nadworny cukiernik Królestwa Marmelandii, ze zdenerwowania nie mógł usiedzieć
na jednym miejscu. Chodził tam i z powrotem po pałacowej kuchni i miał
wielką ochotę pozrzucać z półek wszystkie rondle i tortownice.
Pan Mątewka był
długi i chudy jak wykrzyknik. Albo jak laska wanilii lub cynamonu. Albo jak kij od miotły ‒ z tą tylko różnicą, że
na końcu patykowatego ciała ‒
zamiast szczotki ‒ znajdowała się okrągła głowa
porośnięta rzadkimi włosami i ozdobiona
wąsem.
Na co dzień
nadworny cukiernik był
poważny jak spis
treści w grubej książce bez obrazków.
Nie miał też zwyczaju wdawać się w niepotrzebne dyskusje ‒ całymi dniami siedział zamknięty w
swojej pracowni, która była częścią pałacowych kuchni. Od pierwszego roku
panowania ich wysokości króla Atanazego i królowej Adelajdy zajmował się
pieczeniem ciast, ciastek, tortów, babek, babeczek oraz wszystkich innych możliwych
słodkości, które rozsławiły go nie tylko w kraju, ale i w sąsiednich królestwach.
Do pomocy miał oddział szesnastu asystentów, których życzliwi mieszkańcy pałacu nazywali Cukierniczkami, a ci mniej życzliwi ‒ bandą leniuchów i obiboków. Wiadomo przecież, że znacznie przyjemniej jest ucierać kremy i marcepany, niż pracować w fabryce gwoździ.
Do pomocy miał oddział szesnastu asystentów, których życzliwi mieszkańcy pałacu nazywali Cukierniczkami, a ci mniej życzliwi ‒ bandą leniuchów i obiboków. Wiadomo przecież, że znacznie przyjemniej jest ucierać kremy i marcepany, niż pracować w fabryce gwoździ.
‒ To po prostu nieprawdopodobne!
‒ wykrzyknął pan Anatol. ‒ Zgłasza się taki młodzieniaszek, proszę
ja ciebie, piecze zwykły biszkopt i wygrywa Konkurs Na Najsmaczniejsze Ciasto W
Królestwie Marmelandii! Ja zdobyłem w nim trzydzieści sześć głównych nagród, w
tym dwie specjalne! Umieram ze wstydu ‒ jęknął. ‒ Może powinienem złożyć
rezygnację? A co, jeśli król za karę każe mnie wygnać z Marmelandii? Gdzie ja
się, biedny, podzieję? Co będę robił? Umiem upiec czterdzieści dwa rodzaje ciast
i ciasteczek, ale nie mam pojęcia o
praniu i sprzątaniu. Nie wiem nawet, jak naprawić zepsuty mikser. A od
dzisiaj nie jestem już Mistrzem Wszystkich Mistrzów Cukiernictwa w Marmelandii!
Od jutra ten... ten... to... to... beztalencie zajmie moją pracownię! W
najlepszym przypadku czeka mnie przeprowadzka do tego pokoju, w którym z
trudnością starcza miejsca na zrobienie migdałowych rożków ‒ westchnął. ‒ Muszę
się jakoś uspokoić. Może zawołam pannę Lukrecję? Na pewno pomoże mi filiżanka
jej słynnych ziółek na uspokojenie. Co zrobić, żebym znowu był najlepszym
cukiernikiem w królestwie?
Najprawdopodobniej
jeszcze nigdy pan Anatol Mątewka nie wypowiedział tylu słów naraz. Na jego
usprawiedliwienie trzeba jednak powiedzieć, że był wyjątkowo zaskoczony wynikiem
Sześćdziesiątego Jubileuszowego Konkursu Cukierniczego. Na nic się zdało
przygotowanie najwytworniejszego ze wszystkich wytwornych deserów w całej
historii Królestwa Marmelandii. Do ostatnich sekund pan Anatol posypywał
truflowy tort kandyzowanymi płatkami fiołków i drobno siekanymi orzeszkami pistacji.
Nic nie pomogło. Zwyciężył biszkopt z galaretką truskawkową upieczony przez
nieznanego nikomu cukiernika, niejakiego Kajetana Radełkę..
‒ Co za wstyd! Co za wstyd! ‒ westchnął pan Mątewka na wspomnienie
tego pospolitego ciasta, które wygrało z jego Karmelową Fantazją i Symfonią
Smaków.
‒ Porażka! Całkowita porażka!
W tym momencie do
pracowni cukiernika weszła panna Lukrecja ‒ wysoka, stateczna i uczesana w kok upięty dokładnie na czubku głowy. Niosła w rękach sporą tacę, na
której stała filiżanka i dzbanek herbaty.
‒ Panie Anatolu ‒ powiedziała donośnym głosem. ‒ Zaparzyłam ziółek. Pan
to wypije i pan się uspokoi! Wszystkie Cukierniczki poszły już spać. Tak się
wystraszyły pana krzyków, że musiałam przerwać im pracę i wygoniłam ich z
kuchni. Muszę tu posprzątać, bo zostawili straszny bałagan ‒ panna Lukrecja postawiła tacę na
stole i rzekła:
‒ Zaraz wracam! ‒ po czym wyszła.
Kilka sekund później otworzyły się drzwi, w których ‒ ku zaskoczeniu pana Mątewki ‒ ukazało się pudło pełne foremek do
ciast i tortownic. Spod pudełka wystawały chude nogi w zielonych trzewikach
wypastowanych na wysoki połysk.
‒ Kto tam? ‒ zapytał groźnie pan Anatol.
‒ To ja, Kajetan Radełko, do
usług! Od dziś Mistrz Wszystkich Mistrzów Cukiernictwa w Królestwie Marmelandii
‒ odpowiedział nosowy głos.
W chwilę później
pudełko wylądowało na podłodze i pan Mątewka miał okazję przyjrzeć się
zwycięzcy konkursu na najsmaczniejsze ciasto. Był to młody człowiek o włosach
koloru marchewki i zadartym nosie.
‒ Właśnie przenoszę moje rzeczy
do pracowni. Teraz ja tu będę szefem! ‒
rzekł z dumą w głosie.
Pan Anatol aż
podskoczył na fotelu! Z niedowierzaniem wpatrywał się w imć Radełkę, który wnosił
do komnaty rulony papieru, książki kucharskie i kalendarze ścienne. Na koniec ‒ zziajany, lecz zadowolony z siebie ‒ wszedł z wielką, zieloną paprotką i
ustawił ją na najbliższym oknie.
‒ No, tu ci będzie dobrze ‒ powiedział.
W tym samym
momencie w otwartych drzwiach pojawił się kot.
‒ Kici, kici, Pitfurek!
Pitfurek! Miau, miau! Chodź tu do mnie! Kici, kici... A gdzie ty będziesz spał,
koteczku? ‒ głosem słodkim jak cukierek
pan Radełko wołał do siebie rudego, pręgowanego kocura z wyraźnym zezem.
Kot? Tutaj? W
pracowni? Tego było już za wiele!
‒ Wynocha mi stąd! Bo wezmę
miotłę! ‒ krzyknął Anatol Mątewka,
którego herbatka uspakajająca panny uspokoiła tylko na tyle, by powstrzymał się
od wypchnięcia za drzwi Radełki z jego kotem i paprotką. ‒ Wynocha! ‒ powtórzył.
‒ Ja pójdę na skargę do jego
królewskiej mości ‒ poważnym tonem odparł pan
Kajetan. ‒ Takie były zasady konkursu:
zwycięzca zdobywa tytuł Mistrza Nad Mistrzami i zostaje nadwornym cukiernikiem.
To pan powinien się stąd natychmiast wynieść ‒ rzekł nowy Mistrz Nad Mistrzami. ‒ Zostawiam tutaj mojego kota, żeby
pana przypilnował, panie Mątewka. Niech się pan lepiej zacznie pakować! Chyba,
że chce pan zostać moim asystentem? ‒
dodał złośliwie i zadzierając nos, zniknął za drzwiami.
W tym samym
momencie kot Pitfurek wskoczył na wielki marmurowy blat, na którym co roku
wycinano tysiące kruchych ciastek.
‒ Złaź stamtąd natychmiast, ty
wstrętny kocurze ‒ warknął pan Anatol. ‒ Jazda mi stąd! Nie będzie byle
kocisko paradowało po moim stole!
Panu Mątewce
wydawało się, że kot doskonale go rozumie i celowo próbuje wyprowadzić z
równowagi: krok za krokiem leniwie spacerował po brzegu blatu ‒ sześć kroków w prawo, zakręt, sześć
kroków w lewo. I od nowa. Cukiernik wypił jednym haustem kolejną filiżankę
herbatki uspakajającej i policzył do dziesięciu, Nic jednak nie pomagało, a kot
przechadzał się tam i z powrotem, machając lekceważąco ogonem.
Pan Anatol nie
wytrzymał i złapał za ścierkę leżącą w kranie.
‒ Nie chcesz zejść sam, to ja
cię stąd przegonię! A sio! ‒
zamachnął się na kota, ale ten był szybszy i zwinnie wskoczył na najbliższą
półkę. ‒ A sio! ‒ krzyknął ponownie cukiernik i rzucił
się w stronę złośliwego zwierzaka. Stracił jednak równowagę i żeby nie upaść,
chwycił się drzwiczek najbliższej szafki kuchennej. Szafka nie wytrzymała jego
ciężaru i przewróciła się na podłogę. Z ogłuszającym brzdękiem wytoczyły się z
niej setki foremek na ciastka i tuziny rondli.
Od tego hałasu panu Mątewce huczało w głowie, a na dodatek jeden ze
spadających garnków nabił mu wielkiego guza. Tymczasem Pitfurek najspokojniej usiadł
na parapecie i zajął się podziwianiem swojego puszystego ogona.
To było najgorsza
ze wszystkich najgorszych rzeczy, które przydarzyły się tego dnia panu
Anatolowi Mątewce, byłemu nadwornemu cukiernikowi w Królestwie Marmelandii.
‒ Ja ci pokażę! ‒ pomyślał i rozejrzał się szybko
dookoła. Na stole pod oknem stały dwie duże, srebrne misy wypełnione po brzegi dziwną substancją: jedna z nich była
jasnokremowa, druga ‒ ciemnobrązowa.
‒ A! ‒ pomyślał pan Anatol. ‒ To jest sernik, który miały dziś
przygotować Cukierniczki. A w tej drugiej misce ‒ ciasto czekoladowe na jutrzejszą
wizytę ambasadora Księstwa Zjednoczonych Bakalii. Moi pomocnicy nie zdążyli ich
upiec, bo wygoniłem ich z kuchni zaraz po powrocie z tego nieszczęsnego
konkursu.
Kot Pitfurek
miauknął, przeciągnął się i zręcznie wskoczył z powrotem na marmurowy blat.
‒ Miarka się przebrała, kocie! ‒ wykrzyknął z furią pan Anatol i
chwycił dwie wielkie łyżki. Zanurzył jedną w
czekoladowej masie, drugą w serowej i pac! ‒ rzucił ciastem w stronę kota. Kot był
jednak znacznie szybszy od pana Anatola. Miauknął i skoczył na szafkę, a
potem zwinnie wylądował na kredensie.
Stary cukiernik ‒ czerwony ze złości ‒ bombardował kota masą. Ani razu nie
udało mu się w niego trafić, ale za to bezbłędnie celował w okna, parapety i
kredensy.
Nagle w drzwiach
stanęła panna Lukrecja, a obok niej pojawiła się głowa imć Kajetana Radełki.
‒ Panie Anatolu, co to ma znaczyć?! ‒ biedna kobieta ledwo wymówiła
te słowa, bo musiała schować się za futrynę, żeby uniknąć zderzenia z nadlatującą
porcją czekoladowego ciasta. ‒
Panie Anatolu, proszę w tej chwili przestać!
Jej głos nikł
jednak w ogólnym hałasie. Słychać było tylko coraz głośniejsze miauczenie kota oraz
krzyki pana Mątewki. Cukiernik ściskał w rękach dwie łyżki, którymi z doskoku
nabierał ciasto i torpedował kota.
‒ Trzeba go jakoś zatrzymać ‒ powiedziała panna Lukrecja i chwyciła
wielką tortownicę z dwoma uchami, która leżała obok.
‒ Musimy się bronić! ‒ zawołał piskliwym głosem pan Radełko. ‒ Ratujmy mojego kota!
Młody cukiernik szybko
złapał jedno ucho tortownicy, a panna Lukrecja drugie. Jak tarczą zasłonili
siebie oraz przestraszonego Pitfurka, który schował się za nogi swojego właściciela.
Dzielnie odpierali czekoladowo-serowy atak mistrza Mątewki i przechwycali
fruwające w powietrzu porcje surowego ciasta. A było ich tak dużo, że okrągła
blacha zapełniała się w zastraszającym tempie.
Po kilku minutach pan Mątewka zorientował się, że obie
srebrne misy są już prawie puste. Przystanął więc w miejscu, żeby chwilę
odsapnąć. W tym momencie roztrzęsiony pan Kajetan wygonił Pitfurka za drzwi.
‒ Natychmiast proszę stąd wyjść
‒ powiedziała groźnie panna
Lukrecja. ‒ Tak, obaj panowie natychmiast
stąd wyjdą! Wstyd mi za pana, panie Anatolu. Nie może pan pogodzić się z
przegraną i mści się na biednym kocie? ‒ zapytała. ‒ No, no, panie Kajetanie, proszę nie
robić takiej obrażonej miny. Ja tu posprzątam i jutro rano będzie pan mógł zabrać się do pracy
‒ gospodyni poganiała obu
mężczyzn w kierunku wyjścia, a potem stanowczo wypchnęła ich za drzwi.
Panna Lukrecja
była pracowitą osobą, więc kuchnia szybko
została przywrócona do porządku. Zalśniły świeżo umyte okna i podłogi, a czyste
rondle i formy do ciast stanęły w równych rzędach na swoich miejscach.
‒ No, to tyle na dzisiaj ‒ powiedziała z zadowoleniem. ‒ Ale zaraz, co tam jest na stole? ‒ panna Lukrecja podeszła
bliżej i klasnęła w ręce. ‒ Przecież
to ciasto, które w locie łapaliśmy z panem Kajetanem ‒ dotknęła masy palcem. ‒ To miał być chyba sernik i a to ciasto
czekoladowe. Szkoda pracy naszych Cukierniczek ‒ zasmuciła się. ‒ Wezmę łyżeczkę i spróbuję. Może można
to jakoś uratować?
Tortownica była
pełna czekoladowo-serowych łat, które, o dziwo, nawet nieupieczone smakowały
nie najgorzej. Panna Lukrecja zdecydowanym ruchem włączyła piekarnik i kiedy
tylko wskazówka termometra przekroczyła 175 stopni, włożyła wielką tortownicę
do środka.
‒ Teraz pójdę się wykąpać, a
potem sprawdzę, co z tym ciastem.
Po godzinie ‒ w szlafroku i z wałkami na włosach ‒ panna Lukrecja zeszła do kuchni i zajrzała
do piekarnika. Łaciate ciasto nie wyglądało zachęcająco: było bardzo, ale to
bardzo pofalowane. Pachniało za to smakowicie! Panna Lukrecja postanowiła polać
go jeszcze roztopioną czekoladą i posypać płatkami migdałów.
‒ Teraz wyglądasz zdecydowanie
lepiej. Stój tu i stygnij! Jeśli jutro okaże się, że nie nadajesz się
do jedzenia, skończysz jako śniadanie dla świnek w chlewiku.
Nad królestwem Marmelandii zapadła noc. Księżyc zajrzał
do okien śpiącej pary królewskiej, ich siedmiorga dzieci oraz całej armii niań
i guwernantek. Srebrny blask oświetlił na chwilę pokój zadowolonego z siebie
(choć przestraszonego awanturą w kuchni) nowego nadwornego cukiernika. Nie zapomniał też o niepewnym swojej przyszłości Anatolu
Mątewce ani o pannie Lukrecji (gospodyni spała niespokojnie, gdyż uwierały ją wałki do włosów). Na sam koniec księżyc rzucił okiem do pokojów
Cukierniczek i upewniwszy się, że wszyscy smacznie śpią, sam poszedł do łóżka i
szybko zasnął.
Zaledwie kilka godzin później ‒ z powodu głośnego burczenia w brzuchu
‒ obudził się król Atanazy,
władca Marmelandii. Bez zastanowienia założył haftowane bambosze i na
palcach wyszedł z sypialni.
‒ Miałbym ochotę na małe,
malusieńkie co nieco. Coś słodkiego, coś koniecznie czekoladowego, coś naprawdę
dobrego ‒ powiedział cicho sam do
siebie.
Wszedł do kuchni,
minął spiżarnie i wielki piec, w którym w ciągu dnia smażono kotlety na
patelniach większych od koła karety. Następne drzwi były drzwiami do pracowni do dzisiaj zajmowanej przez mistrza Mątewkę i jego Cukierniczki.
Król Atanazy
wślizgnął się do środka i na kredensie zobaczył wielkie ciasto. Władca
Marmelandii wyjął z szuflady nóż i odkroił spory kawałek.
‒ Ciasto jest... niezwykle
smaczne! ‒ stwierdził. ‒ Tu czekolada, a tam... Hmmm... To
jest sernik!
Raz... dwa... trzy
i po kawałku nie było ani śladu.
‒ Po prostu pyszne ‒ pomyślał król. ‒ Chyba nic się nie stanie, jeśli
ukroję sobie jeszcze jedną porcyjkę.
Wczesnym rankiem
pan Mątewka postanowił zabrać swoje rzeczy z pracowni. Ze zdziwieniem zobaczył tam
rodzinę królewską siedzącą wokół stołu. Król Atanazy, królowa Adelajda i ich
siedmioro dzieci (Albertyn, Adelina, Aldona, Andron, Anicetta, Adalbert i
Aurelian) zajadali się jakimś dziwnym ciastem i popijali gorące kakao z pianką,
które podawała im panna Lukrecja.
‒ Co
to jest?- pan Mątewka pokazał palcem na tortownicę.
Był tak
zaskoczony, że zupełnie zapomniał o dworskim ukłonie przed królewską parą i
przywitaniu się z siedmiorgiem królewiątek.
‒ To? ‒ gospodyni postawiła na stole dodatkową
filiżankę i poprawiła starannie ułożone loki. ‒ Upiekłam placek, który... hmmm...
który upiekł pan wczoraj.
Pan Anatol
przetarł oczy ze zdziwienia:
‒ Ja? Placek? Pani upiekła placek, który ja upiekłem?
‒ Oj, co to się porobiło! Zapomniał
pan?! ‒ wykrzyknęła panna Lukrecja
sztucznym głosem. ‒ Sernik w cieście czekoladowym!
Ten sam, przy którym pomagał pan Radełko!
‒ Nigdy jeszcze czegoś takiego
nie jedliśmy. Jak się nazywa ten wyborny wypiek? ‒ zapytała królowa, która
właśnie nakładała sobie kolejny kawałek.
‒ Co...? To...? Jak...? ‒ jąkał się zaskoczony cukiernik.
‒ Łaciatka! ‒ wykrzyknął Albertyn, najmłodszy i
najbardziej niegrzeczny królewicz.
‒ Panie Anatolu ‒ wtrącił się jego wysokość, król
Atanazy. ‒ To najsmaczniejsze ciasto,
jakie kiedykolwiek jadłem. Muszę panu powiedzieć w tajemnicy, że bije na głowę
biszkopt z galaretką truskawkową. Tylko cicho-sza! Nie chciałbym, aby panu
Kajetanowi było z tego powodu przykro. Mam już nawet pewien pomysł...
Pan Anatol nadal
jednak nie umiał połapać się w tym, co mówiła do niego panna Lukrecja, król,
królowa oraz ich siedmioro dzieci. A naprawdę trudno było ich zrozumieć, gdyż
wszyscy mówili naraz ‒ na dodatek z ustami pełnymi Łaciatki.
Gospodyni podeszła
do cukiernika z talerzem pełnym serowo-czekoladowego ciasta.
‒ Proszę spróbować! Ta kombinacja
to strzał w dziesiątkę. Dobrze, że rzucał pan celnie, panie Anatolu! ‒ uśmiechnęła się łobuzersko i poszła
nastawić mleko na kolejny dzbanek kakao.
Tydzień czasu
zajęło panu Anatolowi uporządkowanie swoich spraw i przekazanie obowiązków Kajetanowi.
Co dziwne, przez ten czas obaj cukiernicy zaprzyjaźnili się ze sobą i wymienili
się wieloma ulubionymi przepisami. Na prośbę króla pan Mątewka zgodził się
zostać honorowym członkiem komisji konkursów cukierniczych i dlatego często pojawiał się na królewskim dworze.
Znacznie jednak częściej można było go
spotkać w uroczej miejscowości Spławikowo, gdzie kupił mały domek. Całymi
dniami łowił ryby i stawiał sobie pasjansa. Razem z
nim zamieszkała również gospodyni, panna Lukrecja, która zabrała ze sobą
Pitfurka. Kot dostał medal za zasługi przy wynalezieniu ciasta zwanego
Łaciatką, ale jednocześnie zabroniono mu pokazywać się w pałacowej kuchni.
W każdą sobotę panna
Lukrecja piekła Łaciatkę, ulubione ciasto króla, królowej i wszystkich mieszkańców
Marmelandii. Proszona o podanie przepisu, śpiewała taką właśnie krótką piosenkę:
Gdy masz ochotę na placek ‒
Łaciatkę ‒
poproś o radę miłą sąsiadkę!
Zrób gęste ciasto czekoladowe,
mikserem utrzyj drugie ‒
serowe.
Łyżką na zmianę wlewaj, dokładaj.
Piecz przez godzinę ‒
smacznie zajadaj!
Zaproś przyjaciół, przy dzbanku herbatki
zniknie niejeden talerz Łaciatki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz