czwartek, 8 października 2015

Anatol Mątewka i najsmaczniejsze ciasto w Królestwie Marmelandii





Pan Anatol Mątewka, nadworny cukiernik Królestwa Marmelandii, ze zdenerwowania nie mógł usiedzieć na jednym miejscu. Chodził tam i z powrotem po pałacowej kuchni i  miał  wielką  ochotę  pozrzucać z półek wszystkie rondle i tortownice.
Pan Mątewka był długi i chudy jak wykrzyknik. Albo jak laska wanilii lub cynamonu.  Albo jak kij od miotły  z tą tylko różnicą, że na końcu patykowatego ciała zamiast szczotki znajdowała się okrągła głowa porośnięta rzadkimi włosami i ozdobiona  wąsem. 
Na  co  dzień  nadworny  cukiernik  był  poważny  jak  spis  treści w grubej książce bez obrazków. Nie miał też zwyczaju wdawać się w niepotrzebne dyskusje całymi dniami siedział zamknięty w swojej pracowni, która była częścią pałacowych kuchni. Od pierwszego roku panowania ich wysokości króla Atanazego i królowej Adelajdy zajmował się pieczeniem ciast, ciastek, tortów, babek, babeczek oraz wszystkich innych możliwych słodkości, które rozsławiły go nie tylko w kraju, ale i w sąsiednich  królestwach.
Do pomocy miał oddział szesnastu asystentów, których życzliwi mieszkańcy pałacu nazywali Cukierniczkami, a ci mniej życzliwi bandą leniuchów i obiboków. Wiadomo przecież, że znacznie przyjemniej jest ucierać kremy i marcepany, niż pracować w fabryce gwoździ.
To po prostu nieprawdopodobne! wykrzyknął pan Anatol. Zgłasza się taki młodzieniaszek, proszę ja ciebie, piecze zwykły biszkopt i wygrywa Konkurs Na Najsmaczniejsze Ciasto W Królestwie Marmelandii! Ja zdobyłem w nim trzydzieści sześć głównych nagród, w tym dwie specjalne! Umieram ze wstydu ‒ jęknął. ‒ Może powinienem złożyć rezygnację? A co, jeśli król za karę każe mnie wygnać z Marmelandii? Gdzie ja się, biedny, podzieję? Co będę robił? Umiem upiec czterdzieści dwa rodzaje ciast i ciasteczek, ale nie mam pojęcia o  praniu i sprzątaniu. Nie wiem nawet, jak naprawić zepsuty mikser. A od dzisiaj nie jestem już Mistrzem Wszystkich Mistrzów Cukiernictwa w Marmelandii! Od jutra ten... ten... to... to... beztalencie zajmie moją pracownię! W najlepszym przypadku czeka mnie przeprowadzka do tego pokoju, w którym z trudnością starcza miejsca na zrobienie migdałowych rożków ‒ westchnął. ‒ Muszę się jakoś uspokoić. Może zawołam pannę Lukrecję? Na pewno pomoże mi filiżanka jej słynnych ziółek na uspokojenie. Co zrobić, żebym znowu był najlepszym cukiernikiem w królestwie?
Najprawdopodobniej jeszcze nigdy pan Anatol Mątewka nie wypowiedział tylu słów naraz. Na jego usprawiedliwienie trzeba jednak powiedzieć, że był wyjątkowo zaskoczony wynikiem Sześćdziesiątego Jubileuszowego Konkursu Cukierniczego. Na nic się zdało przygotowanie najwytworniejszego ze wszystkich wytwornych deserów w całej historii Królestwa Marmelandii. Do ostatnich sekund pan Anatol posypywał truflowy tort kandyzowanymi płatkami fiołków i drobno siekanymi orzeszkami pistacji. Nic nie pomogło. Zwyciężył biszkopt z galaretką truskawkową upieczony przez nieznanego nikomu cukiernika, niejakiego Kajetana Radełkę..
Co za wstyd! Co za wstyd! westchnął pan Mątewka na wspomnienie tego pospolitego ciasta, które wygrało z jego Karmelową Fantazją i Symfonią Smaków.
Porażka! Całkowita porażka!
W tym momencie do pracowni cukiernika weszła panna Lukrecja wysoka, stateczna i uczesana w kok upięty dokładnie na czubku głowy. Niosła w rękach sporą tacę, na której stała filiżanka i dzbanek herbaty. 
Ta sympatyczna kobieta była pałacową gospodynią i miała talent do pojawiania się tam, gdzie ktoś czegoś potrzebował. A to się oderwał guzik od fartucha, a to znowu któregoś z pomocników cukiernika bolał ząb albo trzeba było uszczelnić okno w spiżarni. Panna Lukrecja przynosiła wtedy swój kuferek i wyjmowała z niego guziki, plastry na skaleczenia, zapasowe sznurówki do butów  w zależności od tego, co akurat było potrzebne.   
Panie Anatolu powiedziała donośnym głosem. Zaparzyłam ziółek. Pan to wypije i pan się uspokoi! Wszystkie Cukierniczki poszły już spać. Tak się wystraszyły pana krzyków, że musiałam przerwać im pracę i wygoniłam ich z kuchni. Muszę tu posprzątać, bo zostawili straszny bałagan panna Lukrecja postawiła tacę na stole i rzekła:
Zaraz wracam! po czym wyszła.
        Kilka sekund później otworzyły się drzwi, w których ku zaskoczeniu pana Mątewki ukazało się pudło pełne foremek do ciast i tortownic. Spod pudełka wystawały chude nogi w zielonych trzewikach wypastowanych na wysoki połysk.
Kto tam? zapytał groźnie pan Anatol.
To ja, Kajetan Radełko, do usług! Od dziś Mistrz Wszystkich Mistrzów Cukiernictwa w Królestwie Marmelandii odpowiedział nosowy głos.
W chwilę później pudełko wylądowało na podłodze i pan Mątewka miał okazję przyjrzeć się zwycięzcy konkursu na najsmaczniejsze ciasto. Był to młody człowiek o włosach koloru marchewki i zadartym nosie.
Właśnie przenoszę moje rzeczy do pracowni. Teraz ja tu będę szefem! rzekł z dumą w głosie.
Pan Anatol aż podskoczył na fotelu! Z niedowierzaniem wpatrywał się w imć Radełkę, który wnosił do komnaty rulony papieru, książki kucharskie i kalendarze ścienne. Na koniec zziajany, lecz zadowolony z siebie wszedł z wielką, zieloną paprotką i ustawił ją na najbliższym oknie.
No, tu ci będzie dobrze powiedział.
W tym samym momencie w otwartych drzwiach pojawił się kot.
Kici, kici, Pitfurek! Pitfurek! Miau, miau! Chodź tu do mnie! Kici, kici... A gdzie ty będziesz spał, koteczku? głosem słodkim jak cukierek pan Radełko wołał do siebie rudego, pręgowanego kocura z wyraźnym zezem.
Kot? Tutaj? W pracowni? Tego było już za wiele!
Wynocha mi stąd! Bo wezmę miotłę! krzyknął Anatol Mątewka, którego herbatka uspakajająca panny uspokoiła tylko na tyle, by powstrzymał się od wypchnięcia za drzwi Radełki z jego kotem i paprotką. Wynocha! powtórzył.
Ja pójdę na skargę do jego królewskiej mości poważnym tonem odparł pan Kajetan. Takie były zasady konkursu: zwycięzca zdobywa tytuł Mistrza Nad Mistrzami i zostaje nadwornym cukiernikiem. To pan powinien się stąd natychmiast wynieść rzekł nowy Mistrz Nad Mistrzami. Zostawiam tutaj mojego kota, żeby pana przypilnował, panie Mątewka. Niech się pan lepiej zacznie pakować! Chyba, że chce pan zostać moim asystentem? dodał złośliwie i zadzierając nos, zniknął za drzwiami.
W tym samym momencie kot Pitfurek wskoczył na wielki marmurowy blat, na którym co roku wycinano tysiące kruchych ciastek.
Złaź stamtąd natychmiast, ty wstrętny kocurze warknął pan Anatol. Jazda mi stąd! Nie będzie byle kocisko paradowało po moim stole!
Panu Mątewce wydawało się, że kot doskonale go rozumie i celowo próbuje wyprowadzić z równowagi: krok za krokiem leniwie spacerował po brzegu blatu sześć kroków w prawo, zakręt, sześć kroków w lewo. I od nowa. Cukiernik wypił jednym haustem kolejną filiżankę herbatki uspakajającej i policzył do dziesięciu, Nic jednak nie pomagało, a kot przechadzał się tam i z powrotem, machając lekceważąco ogonem.
Pan Anatol nie wytrzymał i złapał za ścierkę leżącą w kranie.
Nie chcesz zejść sam, to ja cię stąd przegonię! A sio! zamachnął się na kota, ale ten był szybszy i zwinnie wskoczył na najbliższą półkę. A sio! krzyknął ponownie cukiernik i rzucił się w stronę złośliwego zwierzaka. Stracił jednak równowagę i żeby nie upaść, chwycił się drzwiczek najbliższej szafki kuchennej. Szafka nie wytrzymała jego ciężaru i przewróciła się na podłogę. Z ogłuszającym brzdękiem wytoczyły się z niej setki foremek na ciastka i tuziny rondli.  Od tego hałasu panu Mątewce huczało w głowie, a na dodatek jeden ze spadających garnków nabił mu wielkiego guza. Tymczasem Pitfurek najspokojniej usiadł na parapecie i zajął się podziwianiem swojego puszystego ogona.
To było najgorsza ze wszystkich najgorszych rzeczy, które przydarzyły się tego dnia panu Anatolowi Mątewce, byłemu nadwornemu cukiernikowi w Królestwie Marmelandii.
Ja ci pokażę! pomyślał i rozejrzał się szybko dookoła. Na stole pod oknem stały dwie duże, srebrne misy wypełnione po brzegi dziwną substancją: jedna z nich była jasnokremowa, druga ciemnobrązowa.
A! pomyślał pan Anatol. To jest sernik, który miały dziś przygotować Cukierniczki. A w tej drugiej misce ciasto czekoladowe na jutrzejszą wizytę ambasadora Księstwa Zjednoczonych Bakalii. Moi pomocnicy nie zdążyli ich upiec, bo wygoniłem ich z kuchni zaraz po powrocie z tego nieszczęsnego konkursu.
Kot Pitfurek miauknął, przeciągnął się i zręcznie wskoczył z powrotem na marmurowy blat.
Miarka się przebrała, kocie! wykrzyknął z furią pan Anatol i chwycił dwie wielkie łyżki. Zanurzył jedną w czekoladowej masie, drugą w serowej i pac! rzucił ciastem w stronę kota. Kot był jednak znacznie szybszy od pana Anatola. Miauknął i skoczył na szafkę, a potem  zwinnie wylądował na kredensie. Stary cukiernik czerwony ze złości bombardował kota masą. Ani razu nie udało mu się w niego trafić, ale za to bezbłędnie celował w okna, parapety i kredensy.
Nagle w drzwiach stanęła panna Lukrecja, a obok niej pojawiła się głowa imć Kajetana Radełki.
Panie Anatolu, co to ma znaczyć?! biedna kobieta ledwo wymówiła te słowa, bo musiała schować się za futrynę, żeby uniknąć zderzenia z nadlatującą porcją czekoladowego ciasta. Panie Anatolu, proszę w tej chwili przestać!
Jej głos nikł jednak w ogólnym hałasie. Słychać było tylko coraz głośniejsze miauczenie kota oraz krzyki pana Mątewki. Cukiernik ściskał w rękach dwie łyżki, którymi z doskoku nabierał ciasto i torpedował kota.
Trzeba go jakoś zatrzymać powiedziała panna Lukrecja i chwyciła wielką tortownicę z dwoma uchami, która leżała obok.
Musimy się bronić! zawołał piskliwym głosem pan Radełko. Ratujmy mojego kota!
Młody cukiernik szybko złapał jedno ucho tortownicy, a panna Lukrecja drugie. Jak tarczą zasłonili siebie oraz przestraszonego Pitfurka, który schował się za nogi swojego właściciela. Dzielnie odpierali czekoladowo-serowy atak mistrza Mątewki i przechwycali fruwające w powietrzu porcje surowego ciasta. A było ich tak dużo, że okrągła blacha zapełniała się w zastraszającym tempie.
            Po kilku minutach pan Mątewka zorientował się, że obie srebrne misy są już prawie puste. Przystanął więc w miejscu, żeby chwilę odsapnąć. W tym momencie roztrzęsiony pan Kajetan wygonił Pitfurka za drzwi.
Natychmiast proszę stąd wyjść powiedziała groźnie panna Lukrecja. Tak, obaj panowie natychmiast stąd wyjdą! Wstyd mi za pana, panie Anatolu. Nie może pan pogodzić się z przegraną i mści się na biednym kocie? zapytała. ‒ No, no, panie Kajetanie, proszę nie robić takiej obrażonej miny. Ja tu posprzątam i  jutro rano będzie pan mógł zabrać się do pracy gospodyni poganiała obu mężczyzn w kierunku wyjścia, a potem stanowczo wypchnęła ich za drzwi.
Panna Lukrecja była pracowitą  osobą, więc kuchnia szybko została przywrócona do porządku. Zalśniły świeżo umyte okna i podłogi, a czyste rondle i formy do ciast stanęły w równych rzędach na swoich miejscach.
No, to tyle na dzisiaj powiedziała z zadowoleniem. Ale zaraz, co tam jest na stole? panna Lukrecja podeszła bliżej i klasnęła w ręce. Przecież to ciasto, które w locie łapaliśmy z panem Kajetanem dotknęła masy palcem. To miał być chyba sernik i a to ciasto czekoladowe. Szkoda pracy naszych Cukierniczek zasmuciła się. Wezmę łyżeczkę i spróbuję. Może można to jakoś uratować?
Tortownica była pełna czekoladowo-serowych łat, które, o dziwo, nawet nieupieczone smakowały nie najgorzej. Panna Lukrecja zdecydowanym ruchem włączyła piekarnik i kiedy tylko wskazówka termometra przekroczyła 175 stopni, włożyła wielką tortownicę do środka.
Teraz pójdę się wykąpać, a potem sprawdzę, co z tym ciastem.
Po godzinie w szlafroku i z wałkami na włosach­ panna Lukrecja zeszła do kuchni i zajrzała do piekarnika. Łaciate ciasto nie wyglądało zachęcająco: było bardzo, ale to bardzo pofalowane. Pachniało za to smakowicie! Panna Lukrecja postanowiła polać go jeszcze roztopioną czekoladą i posypać płatkami migdałów.
Teraz wyglądasz zdecydowanie lepiej. Stój tu i stygnij! Jeśli jutro okaże się, że nie nadajesz się do jedzenia, skończysz jako śniadanie dla świnek w chlewiku.

            Nad królestwem Marmelandii zapadła noc. Księżyc zajrzał do okien śpiącej pary królewskiej, ich siedmiorga dzieci oraz całej armii niań i guwernantek. Srebrny blask oświetlił na chwilę pokój zadowolonego z siebie (choć przestraszonego awanturą w kuchni) nowego nadwornego cukiernika. Nie zapomniał też o niepewnym swojej przyszłości Anatolu Mątewce ani o pannie Lukrecji (gospodyni spała niespokojnie, gdyż uwierały ją wałki do włosów). Na sam koniec księżyc rzucił okiem do pokojów Cukierniczek i upewniwszy się, że wszyscy smacznie śpią, sam poszedł do łóżka i szybko zasnął.
            Zaledwie kilka godzin później z powodu głośnego burczenia w brzuchu obudził się król Atanazy, władca Marmelandii. Bez zastanowienia założył haftowane bambosze i na palcach wyszedł z sypialni.
            Miałbym ochotę na małe, malusieńkie co nieco. Coś słodkiego, coś koniecznie czekoladowego, coś naprawdę dobrego powiedział cicho sam do siebie.
Wszedł do kuchni, minął spiżarnie i wielki piec, w którym w ciągu dnia smażono kotlety na patelniach większych od koła karety. Następne drzwi były drzwiami do pracowni do dzisiaj zajmowanej przez mistrza Mątewkę i jego Cukierniczki.
Król Atanazy wślizgnął się do środka i na kredensie zobaczył wielkie ciasto. Władca Marmelandii wyjął z szuflady nóż i odkroił spory kawałek.
Ciasto jest... niezwykle smaczne! stwierdził. Tu czekolada, a tam... Hmmm... To jest sernik!
Raz... dwa... trzy i po kawałku nie było ani śladu.
Po prostu pyszne pomyślał król. Chyba nic się nie stanie, jeśli ukroję sobie jeszcze jedną porcyjkę.

Wczesnym rankiem pan Mątewka postanowił zabrać swoje rzeczy z pracowni. Ze zdziwieniem zobaczył tam rodzinę królewską siedzącą wokół stołu. Król Atanazy, królowa Adelajda i ich siedmioro dzieci (Albertyn, Adelina, Aldona, Andron, Anicetta, Adalbert i Aurelian) zajadali się jakimś dziwnym ciastem i popijali gorące kakao z pianką, które podawała im panna Lukrecja.
 Co to jest?- pan Mątewka pokazał palcem na tortownicę.
Był tak zaskoczony, że zupełnie zapomniał o dworskim ukłonie przed królewską parą i przywitaniu się z siedmiorgiem królewiątek.
To? gospodyni postawiła na stole dodatkową filiżankę i poprawiła starannie ułożone loki. Upiekłam placek, który... hmmm... który upiekł pan wczoraj.
Pan Anatol przetarł oczy ze zdziwienia:
Ja? Placek? Pani upiekła placek, który ja upiekłem?
Oj, co to się porobiło! Zapomniał pan?! wykrzyknęła panna Lukrecja sztucznym głosem. Sernik w cieście czekoladowym! Ten sam, przy którym pomagał pan Radełko!
Nigdy jeszcze czegoś takiego nie jedliśmy. Jak się nazywa ten wyborny wypiek? zapytała królowa, która właśnie nakładała sobie kolejny kawałek.
Co...? To...? Jak...? jąkał się zaskoczony cukiernik.
Łaciatka! wykrzyknął Albertyn, najmłodszy i najbardziej niegrzeczny królewicz.
Panie Anatolu wtrącił się jego wysokość, król Atanazy. To najsmaczniejsze ciasto, jakie kiedykolwiek jadłem. Muszę panu powiedzieć w tajemnicy, że bije na głowę biszkopt z galaretką truskawkową. Tylko cicho-sza! Nie chciałbym, aby panu Kajetanowi było z tego powodu przykro. Mam już nawet pewien pomysł...
Pan Anatol nadal jednak nie umiał połapać się w tym, co mówiła do niego panna Lukrecja, król, królowa oraz ich siedmioro dzieci. A naprawdę trudno było ich zrozumieć, gdyż wszyscy mówili naraz na dodatek z ustami pełnymi  Łaciatki.
Gospodyni podeszła do cukiernika z talerzem pełnym serowo-czekoladowego ciasta.
Proszę spróbować! Ta kombinacja to strzał w dziesiątkę. Dobrze, że rzucał pan celnie, panie Anatolu! uśmiechnęła się łobuzersko i poszła nastawić mleko na kolejny dzbanek kakao.

Tydzień czasu zajęło panu Anatolowi uporządkowanie swoich spraw i przekazanie obowiązków Kajetanowi. Co dziwne, przez ten czas obaj cukiernicy zaprzyjaźnili się ze sobą i wymienili się wieloma ulubionymi przepisami. Na prośbę króla pan Mątewka zgodził się zostać honorowym członkiem komisji konkursów cukierniczych i dlatego często pojawiał się na królewskim dworze. 
Znacznie jednak częściej można było go spotkać w uroczej miejscowości Spławikowo, gdzie kupił mały domek. Całymi dniami łowił ryby i stawiał sobie pasjansa. Razem z nim zamieszkała również gospodyni, panna Lukrecja, która zabrała ze sobą Pitfurka. Kot dostał medal za zasługi przy wynalezieniu ciasta zwanego Łaciatką, ale jednocześnie zabroniono mu pokazywać się w pałacowej kuchni.
W każdą sobotę panna Lukrecja piekła Łaciatkę, ulubione ciasto króla, królowej i wszystkich mieszkańców Marmelandii. Proszona o podanie przepisu, śpiewała taką właśnie krótką piosenkę:



Gdy masz ochotę na placek Łaciatkę
poproś o radę miłą sąsiadkę!
Zrób gęste ciasto czekoladowe,
mikserem utrzyj drugie serowe.
Łyżką na zmianę wlewaj, dokładaj.
Piecz przez godzinę smacznie zajadaj!
Zaproś przyjaciół,  przy dzbanku herbatki
zniknie niejeden talerz Łaciatki!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz